wrz
18
2008
Opowieści stare jak świat VIII
Author: Magdalena JanczewskaJak żyć?
Jak żyć pytasz mnie Wędrowcze? Dlaczego siebie o to nie zapytasz? Bo nie wiesz już sam jak zadowolić wszystkich, ani którędy wiedzie droga. Czy Bogu podoba się jak żyjesz? I skąd masz wiedzieć czy właściwie? Chciałbyś żeby ktoś ci w końcu powiedział jak jest właściwie, jak należy żyć żeby zadowolić wszystkich…
A kto to są ci wszyscy Wędrowcze? Sam nie wiesz… Mówisz, że wszechświat może, Absolut, Bóg, czy ktokolwiek, kto tym wszystkim steruje…
Rozumiem. A co z Tobą Wędrowcze? Gdzie jest miejsce dla Ciebie w tym wszechświecie który kreślisz? Wzruszasz ramionami i mówisz, że już sam nie wiesz i gdybyś wiedział to byś przecież nie pytał. Dobrze więc, zastanówmy się razem.
Mówisz, że od tego dumania już całkiem straciłeś ochotę do życia, bo co byś nie zrobił nie masz pewności czy robisz dobrze. A skoro nie wiesz czy idziesz gdzie iść trzeba, to może lepiej nigdzie się nie ruszać… A zatem postanowiłeś usiąść pod tym drzewem i poczekać aż wszechświat ci odpowie, albo wcale się stąd nie zamierzasz ruszyć.
Dziwisz się, że się śmieję? Nie, nie z Ciebie się śmieję. Przypomniała mi się historia człowieka, który obraził się na cały świat za to, że ten go nie słucha… Chciałbyś usłyszeć tę opowieść?
W bardzo urokliwym, możne by pokusić się nawet o stwierdzenie, że najpiękniejszym zakątku Ziemi, mieszkał szczęśliwy młodzieniec. Jeżeli szczęśliwy to po co ci opowiadam o nim? Cierpliwości Wędrowcze, cierpliwości… A więc chłopiec ten miał wszystko czego tylko można chcieć. Miał zdrowie, piękną i kochającą dziewczynę, troskliwą rodzinę, wiernych przyjaciół i dach nad głową. I znowu przerywasz Wędrowcze… Mówisz, że wcale nie uważasz, żeby był to szczyt marzeń? A zatem słuchaj dalej bo macie wiele wspólnego, ten chłopiec też tak nie uważał.
Mirat, bo tak było mu na imię, uważał się za całkiem normalnego człowieka, ani specjalnie szczęśliwego ani nieszczęśliwego. Co dzień wracał do domu po godzinach pełnych pracy i zastanawiał się czy to dobrze, że tak żyje. Koledzy Mirata, też drwale leśni, nie mieli podobnych problemów i na pytania Mirata tylko kiwali głowami i śmiali się dokuczając mu, że ma za dużo czasu żeby myśleć. Ale Mirat się z nimi nie zgadzał, nie miał wcale więcej czasu niż inni, więc nie rozumiał dlaczego właśnie jego dręczyły te pytania. Dlaczego nie był tak zadowolony z życia jak Teodor, ani beztroski jak Kol. Obaj koledzy, wydawać by się mogło, mieli trudniejsze życie, jeden miał chore dziecko w domu, drugi żył sam i wiecznie marzył o spotkaniu równie pięknej dziewczyny jak żona Mirata. Mimo to, żaden mu nie zazdrościł i wydawał się szczęśliwy w swoim życia. Natomiast Mirat im dłużej myślał, a ostatnio zwyczajem jego stało się codzienne oddawanie się zadumie, tym bardziej zazdrosny się stawał o kolegów. Wkrótce zaczął łapać się na tym, że porównuje swoje życie z kolegami w każdym szczególe i im dłużej to trwało, tym bardziej przestawał ich lubić, a jego gnębiło niewyjaśnione uczucie braku czegoś. Dzień za dniem niepokój Mirata rósł coraz bardziej, aż w końcu jego żona nie wytrzymała dłużej milczenia jakim mąż ją odgradzał od siebie i zapytała go, czym się tak trapi. Na co on odrzekł, ku jej ogromnemu zdziwieniu, że życiem jakie prowadzi. Dziewczyna nie pojmowała, co mógł mąż mieć na myśli, zawsze sądziła, że byli wyjątkowo szczęśliwi a los im sprzyjał. Mieli wszystko, udane dzieci, dom i siebie. Odpowiedź męża tak ją dręczyła, że pewnego razu, wiedząc że może tego pożałować, zdecydowała się jednak zadać najważniejsze pytanie. – Czy ty jesteś z nami szczęśliwy kochanie?
Mirat spojrzał na nią zadumany i po dłuższej chwili odrzekł zmęczonym głosem. – Sam już nie wiem… A jeżeli nie wiem to chyba nie, bo gdybym wiedział to chyba bym był i nie musiałabyś o to pytać. – Po tych słowach wstał i wyszedł z domu zostawiając zrozpaczoną żonę by stawiło czoło prawdzie, z którą on przecież zmagał się sam tyle już miesięcy.
Pytasz czy Mirat kochał żonę? Tak, Mirat bardzo kochał swoją żonę i dzieci również, lecz mimo to nadal nie wiedział czy ma to co powinien mieć, czy robi to co trzeba i jak trzeba, i w końcu czy nie powinien tego wiedzieć? Ostatecznie Mirat spędził cały dzień i pół nocy włócząc się po lesie i starając się dać sobie odpowiedź na to pytanie. Następnego ranka wstał i oznajmił żonie co następuje:
– Postanowiłem zmienić swoje życie. Chcę wiedzieć, że żyje właściwie, takim życiem jakie wybrał dla mnie Bóg. A ponieważ nie wiem jak powinno się żyć, będę czekać aż Najwyższy da mi znać jaka jest Jego wola. Bo ja wybieram już wcale nie żyć, niż żyć nie tak jak trzeba.
Żona po tych słowach zmartwiła się jeszcze bardziej ale nie odrzekła nic. Teraz to na niej spoczywał ciężar utrzymania rodziny i opiekowania się córkami. Dziewczyna nie wiedziała, czy jej życie było właściwe z punktu widzenia Boga, ale miała nadzieję, że Ten jej wybaczy iż się nad tym nie zastanawia, gdyż była zbyt pochłonięta codziennym życiem.
I tak dni mijały jeden za drugim a żona Mirata utrzymywała gospodarstwo w porządku i pocieszała dzieci gdy te pytały na co tatuś jest chory. Dziewczynki zastanawiały się co dzień co stało się ojcu, i modliły się by tatuś wyzdrowiał.
A kiedy przyszła zima i cud nie nadchodził, żona Mirata wzięła swoje córki i wyniosła się do ich przyjaciela, Kola, który obiecał zaopiekować się nimi w trudnym czasie.
Minęło parę tygodni zanim Mirat otrząsnął się ze swego otępienia i zauważył że mieszka sam. Żona co prawda nadal przynosiła mu posiłki i sprzątała, ale coś się zmieniło. Mirat przypomniał sobie, że już bardzo dawno nie słyszał śmiechu swoich córek ani nie czuł ciepłego dotyku żony. I nagle całym sobą zatęsknił do życia, którym wzgardził tak okrutnie. Z jakiegoż to powodu odrzuciłem swoją rodzinę, zapytał siebie, i nie znalazł wystarczająco dobrego powodu by się usprawiedliwić przed sobą. Rozejrzał się po pustym i zimnym domostwie i spojrzał do góry ze łzami w oczach. Dziękuję ci Panie, że mi przypomniałeś jakim szczęśliwym głupcem byłem całe moje życie. I gorzko zapłakał z powodu swojej ślepoty. Czym prędzej popędził do domów swoich przyjaciół w nadziei, że wiedzą gdzie jest jego rodzina. A kiedy zobaczył, że żona jego mieszka wygodnie z jego najlepszym przyjacielem, a dzieci teraz śmieją się i bawią w jego domu, zrozumiał w pełni swój błąd. W pierwszym odruchu chciał wykląć oboje, lecz zaraz uznał, że na nic więcej nie zasłużył niż otrzymał. I padł na kolana przed żoną błagając by mu wybaczyła.
Ona podbiegła do niego ze łzami w oczach i powiedziała przez zaciśnięte gardło. – Już dawno ci wybaczyłam. – Przytuliła go do piersi i rzekła łagodnie. – Przecież wiesz, że jesteś moim największym szczęściem.
Mirat nie powiedział nic, nie mógł. Czuł się jakby zwrócono mu raj utracony, z tą różnicą, że tym razem był w pełni świadom, że to jest najpiękniejsze i najwłaściwsze życie jakie można mieć. I żadna inna droga się nie liczyła, tylko ta którą szedł od początku, tylko, że gdzieś po drodze uleciał mu jej sens…
I żyli długo i szczęśliwie? Tak, Wędrowcze, z mniejszymi i większymi troskami jak wszyscy ludzie żyli, tylko, że w pełni świadomi swego szczęścia. A Mirat do końca swego żywota nie przestał dziękować za każdy nowy dzień, który dane mu było spędzić u boku żony i córek.
Pytasz czy chcę ci powiedzieć, że jesteś szczęśliwy już teraz, tylko tego nie widzisz? Nie wiem Wędrowcze, a jesteś? Sam zdecyduj…