sie
1
2008
Opowieści stare jak świat III
Author: Magdalena JanczewskaO radości!
Opowiem Ci dziś wędrowcze o smutnym–wesołym człowieku. Sprzeczność? Nie, wcale nie, jedynie z pozoru. Wielu ludzi chce żyć radością, wielu z takim zamiarem chce wędrować, ale niewielu nosi uśmiech na twarzy. Dlaczego tak jest, pytasz? Wyczuwam smutek i żal w twoim głosie… Droga do pełni prowadzi przez całą gamę barw, smutek jest zaledwie chwilą, dzięki której możesz poczuć całą wieczność radości. Nie rozumiesz? Posłuchaj więc o człowieku, który całe życie szukał odpowiedzi na to pytanie: Czym jest radość i jak ją znaleźć?
W pozornie zwyczajnym domu, z pozoru zwyczajnym mieście, urodził się chłopiec, zupełnie ‘zwyczajny’. Dlaczego zwyczajny z pozoru? Ech! Wędrowcze! Jeszcze tego nie pojąłeś? Chodzisz po tym świecie lat setki i jeszcze nie zrozumiałeś, że nie ma dwóch takich samych ludzi, dwóch takich samych chwil, że nic nie jest takie samo, a więc zwyczajne. Wszystko jest niezwykłe, inne, także i ty. Uśmiechasz się widzę z zadowoleniem. To dobrze, że cieszy cię ta myśl. Ale wróćmy teraz do innego wędrowca. Otóż chłopiec ten od wczesnych lat młodzieńczych posiadał niejasne przeczucie, że w życiu ‘chodzi o coś więcej’ niż go uczono. Nie zadawalała go myśl przeżycia swoich lat zgodnie ze schematem przewidzianym dla niego przez rodziców i społeczeństwo. Ilekroć uświadamiał sobie całą machinę, której był częścią czuł się jak bezosobowa śruba w jakimś bezsensownym kole. Kiwasz głową ze zrozumieniem, tak, wiem, że niejeden człowiek tak się czuje ale nie każdy jest równie dociekliwy jak Ten. Nasz z pozoru zwyczajny młodzieniec uznał dnia jednego, że musi odnaleźć swoją wewnętrzną radość życia. Wyrwał się więc z więzów znajomych i porzucił wszystko co znał. Wzgardzony przez współbraci i rodzinę wyruszył szukać radości w świecie. Mówisz, że też chętnie się dowiesz gdzie można ją odnaleźć? Nadstaw więc uszu Wędrowcze, bo przy końcu tej opowieści otrzymasz odpowiedź na swoje pytanie. Mężczyzna wędrował lat wiele, a z każdym mijającym rokiem jedna myśl nie dawała mu spokoju – co było celem jego życia, po co tu był jeżeli nie czerpał radości z tego istnienia, a jeżeli jego życie miało być jednak radością, to dlaczego dotąd jej nie odnalazł? Bo jakiż sens ma życie bez radości, zastanawiał się dzień po dniu. Jeżeli nic cię nie cieszy, w niczym nie widzisz sensu, jeżeli nic nie ma sensu, to po co żyć?
Oskarżasz mnie, że nie trzymam się faktów? Owszem mówiłam, że będzie to opowieść o smutnym-wesołym człowieku i nadal tak twierdzę. Cierpliwości Wędrowcze. Mężczyzna dotarł pewnego razu do równie zwykłego miasta, co jego rodzinne i spotkał równie zwyczajnych ludzi co jego bracia i rodzice. Uprzedzając twoje pytanie odpowiem ci już teraz, nie było to te same miasto, lecz podobne z pozoru. Z początku mężczyzna też się pomylił tak łudząco podobnie wyglądało tu życie. Podobne zadania wykonywane dzień po dniu, te same zasady i schematy, w których dusił się i wewnętrznie płakał. I kiedy już zrezygnowany i przygnębiony miał opuścić tę miejscowość, nagle jedna rzecz go uderzyła. Jedna jedyna różnica, która jednak była tak szokująco niepojęta dla mężczyzny, że uznał ją za moment zwrotny w swoich poszukiwaniach. Ludzie ci uśmiechali się! Śmiali się do siebie, ze sobą i generalnie wyglądali na zadowolonych! Nie, nie wyglądało to jakby udawali, to nie był ten wymuszony, formalny uśmiech, lecz ten którego zawsze szukał, prawdziwy, szczery, z głębi serca płynący. Mężczyzna stał oniemiały, powtarzając raz po raz: To niemożliwe! On już tego próbował! To przecież wcale tak nie działa. Był pewien, że w tym mieście kryje się sekret, tajemnica szczęścia, której jedynie nie widać na pierwszy rzut oka. I po raz pierwszy od lat mężczyzna poczuł coś, co mogłoby uchodzić za radość, gdyby sobie na takie czucie pozwolił.
Widzę, że rozpiera cię ciekawość, podobnie jak naszego wędrowca. Oto dotarł wreszcie do celu! Pozna sekret radosnego życia, dowie się na czym ono polega, co trzeba robić, kim trzeba być, jakie prawdy poznać, by w końcu odczuwać ten błogi stan. Cały dzień niestrudzenie mężczyzna poszukiwał odpowiedzi. Rozmawiał z każdym napotkanym człowiekiem i każdy się do niego uśmiechał ale żadem nie chciał wyjawić mu tego sekretu. Ilekroć pytał o przyczynę radości, o powód uśmiechu, otrzymywał podobną pełną zachwytu, lecz nic dla niego nie znaczącą odpowiedź: Życie jest piękne!
Po wielu godzinach nieprzerwanych poszukiwań mężczyzna doszedł do wniosku, że przyjdzie mu umrzeć u koryta rzeki z pragnienia. Ci ludzie strzegli pilnie swego sekretu radości, nie mógł się im dziwić, on też by go strzegł, nie rozumiał tylko dlaczego inni nie mogli również go poznać. Uznał więc, że radość była przywilejem wybranych, a on najwidoczniej do nich nie należał. Usiadł na kamiennej drodze i zapłakał gorzko nad swoim losem. Nie chciał już szukać ani wędrować, nie chciał pogodzić się z takim wyrokiem losu. Kiedy pomyślał, że już nigdy nie znajdzie w sobie siły żeby dźwignąć się z ziemi, poczuł na swojej dłoni delikatne muśnięcie. Mała rączka dziecięca spoczęła delikatnie na jego pomarszczonej już ręce. Podniósł zapłakane oczy powodowany zdziwieniem. Obok niego stała mała dziewczynka o pięknych złotych włosach i umorusanej buzi. Uśmiechała się nieśmiało, lekko wystraszona własną śmiałością. Jej wielkie niewinne oczy wyrażały ból, który był lustrzanym odbiciem jego. „Proszę się nie smucić”, poprosiła drżącym głosem. Mężczyzna pokiwał przecząco głową trochę z niedowierzania, trochę z żalu, albowiem nie mógł spełnić prośby dziecka, a tak bardzo chciał… „Wystarczy się uśmiechnąć”, podpowiadała dziewczynka zachęcająco, „na pewno Pan potrafi, każdy to potrafi, nawet ja”, wyszczerzyła dumnie zęby w uśmiechu. Mężczyzna już miał odpowiedzieć, że nie każdy, ale nagle pomyślał sobie, że to tylko dziecko, i że choć tyle może zrobić, żeby kogoś uszczęśliwić. I wtedy zrozumiał. Spojrzał w wielkie dziecięce oczy-zwierciadła i dojrzał w nich własny uśmiech. W odbiciu widział siebie ale już innego. Dziewczynka poznała jego sekret a on poznał jej. Ona odrzuciła jego smutek a on podążył za nią w głąb siebie. W dziecięcych oczach ujrzał siebie, swoją rozpacz i bezdenny smutek, ale nie tylko to. Dostrzegł tam też nieśmiałą iskierkę nadziei. Zobaczył radość, którą nosił w sobie cały ten czas, przez te wszystkie dni i lata. Była w nim zawsze, tylko on jej nie czuł. Myślał i szukał wszędzie tylko nie tam, nie w sobie. Przecież to on był radością. Nie mógł jej znaleźć nawet gdyby przeszedł cały świat, bo ona zawsze była w jego sercu, na dnie jego spojrzenia. Zrozumiał, że gdyby tylko popatrzył przez nią, cały świat byłby radością. To zupełnie tak jakby miał magiczne okulary, tylko o wiele doskonalsze. I wtedy zapłakał raz jeszcze, z radości, że w końcu odnalazł siebie. Chciał iść i rozgłosić tę prawdę całemu światu, by wszyscy mogli ją zrozumieć, by każdy mógł odtąd być szczęśliwy. Ogrom tego zadania i jego doniosłość tak go przejęły, że bez zwłoki podniósł się z ziemi i odtąd nie przestając się śmiać szedł, po kres swych dni, niosąc ludziom i światu radosną nowinę. Jesteśmy radością, żyjemy by się radować– po to tu jesteśmy. I z tymi słowy na ustach człowiek ów przemierzył świata drogi, a ludzie, których spotkał być może nie zawsze rozumieli tę doniosłą prawdę, lecz żaden z nich nie był wstanie oprzeć się sile jego uśmiechu i radości, którą ‘zarażał’ świat.
Milczysz? Zastanawiasz się czy ty też tak byś potrafił? A jeżeli tak to jak? Po prostu. Bądź. Bądź radością. Bądź tym, kim chcesz być. Mówisz, że gdyby to było takie proste, to każdy byłby szczęśliwy a tak nie jest? Otóż zapewniam cię Wędrowcze, że to jest tak proste, tylko ludziom wydaje się strasznie trudne, ale i to minie… Tymczasem ruszaj w drogę i nie smuć się, bo radość zawsze jest z tobą.