mar
14
2008
Dusze poszukujące
Author: Magdalena JanczewskaSą wśród nas cicho poszukujący czegoś co im stale umyka, a bez czego życie wydaje się nie mieć sensu. Ile razy słyszałeś, że walczysz z wiatrakami, rzucasz się z motyką na słońce albo budujesz zamki z piasku? Pogardliwe spojrzenia i słowa pełne dezaprobaty potrafią zniszczyć każde marzenie w zarodku, a co dopiero mówić o marzeniu, które nigdy nie miało szansy by się rozwinąć i zakwitnąć w naszym umyśle jak dojrzały kwiat świadomości własnych pragnień.
Pewna piękna dusza zwykła do mnie mówić, ‘Ty to masz szczęście! Wiesz co chcesz robić w życiu’. I miała całkowitą rację. Niektórzy latami szamocą się w wieżach własnego strachu, uprzedzeń otoczenia i utartych schematów nim zobaczą promyk własnego światła, inni rodzą się z tą świadomością od razu, a jeszcze inni nigdy nie spojrzą w niebo żeby zobaczyć słońce…
Wyrwać się z wyścigu szczurów, z pracy niewolniczej gdzie nad głową wiecznie czyha twój własny strach o przetrwanie, czy to w ogóle jest realne? Odpowiedź inna dla każdego, bo zależna tylko od jednego, od ciebie. Niewidzialna obręcz znów się zaciska na gardle nie dopuszczając powietrza, myślisz z przerażeniem, jak to ode mnie, dlaczego znowu ja?! Czemu wszystko uwzięło się na mnie, czy ja dam radę sam? Czy ktoś mi pomoże? Niech mi ktoś powie co robić mam! I tak można się miotać w sobie i niemo wołać o pomoc, która nigdy nie nadchodzi, bo nie chcemy jej zobaczyć, albo tak jesteśmy pogrążeni we własnym strachu i rozpaczy, że nie dopuszczamy jej do siebie.
Ale wbrew pozorom życie się nie poddaje i ciągle na nowo stwarza nam szanse. Czasem szansą jest porządny kopniak lub wielkie bagno, w którym zaczynamy się topić. Czasem jest to jedyna możliwość, żeby obudzić zamkniętego we własnym cierpieniu biedaka i niemalże zmusić do działania. Jak ciężko wyjść z otępienia i marazmu, wie niejeden. Znaleźć to coś własnego czego można się uchwycić by mieć siłę iść dalej…to klucz do własnego nieba bram.
Kto ma odwagę by sięgnąć po własny klucz? Komu się zechce szukać czegoś ponad zwykłą wygodę, ponad to co ulotne i namacalne? Co przetrwa w tobie gdy nie zostanie już nic co mógłbyś zabrać z sobą?
Wszystkie te pytania budzą dziwny niepokój i nieme oskarżenie, że coś nam umyka, czego często widzieć po prostu nie chcemy. Ze złością i rozdrażnieniem odganiam natrętnie powracające myśli. Nie mam czasu na te bzdury, tłumaczę sobie urażona. Przecież muszę jeszcze zapłacić rachunki, posprzątać, przygotować się do pracy, zrobić zakupy… Pomyśle o tym jak już zarobię na to nowe mieszkanie i kupię w końcu dobry samochód, teraz nie jest odpowiedni moment! Zagłuszam z całą mocą i spycham gdzieś na dno własne wyrzuty, a czas mija nieubłaganie. Wraz z nowym mieszkaniem udało się pogrzebać ostatecznie ten cichy głosik na dnie serca, który wołał o odrobinę uwagi dla siebie samego.
W innym scenariuszu mnie samej, i ten bardziej lubię, udaje mi się zatroszczyć o ten słaby głosik na tyle żeby w końcu zrozumieć co do mnie szepcze. Sprawia, że zatrzymuję się na chwilę w tej szalonej pogoni na torze wyścigowym. Zdejmuję przepaskę z oczu i rozglądam się ze zdumieniem wkoło. Inni biegną dalej po tym samym torze, okrążając go wkoło w szaleńczym tempie, aby dalej przed siebie, zdążyć z innymi. Gdzie i po co biegną naprawdę i czy jest jakiś cel tej gonitwy, nie jest istotne dla nich. Gdyby tylko mogli siebie zobaczyć!, ale ich oczy są zakryte a stała pogoń za ułudą trwa i nie pozwala się zatrzymać ze strachu przed…. No właśnie przed czym? Kto tu ustala zasady, kto wymyślił te wszystkie reguły? I w końcu dlaczego ja biegnę za nimi jakbym nie miała nic lepszego do roboty! Dokładnie tak! Uderza mnie to oczywiste rozwiązanie! Przecież świat to musi być coś więcej, na pewno jest większy i ma dużo więcej do zaoferowania. I wtedy dostrzegam, że za torem jest inny świat, kolorowy i pełen możliwości. Z niedowierzaniem spoglądam za siebie na tor niczego nieświadomych ślepców i z żalem w sercu odchodzę. Z żalem nie za trwającą gonitwą ale za jej uczestnikami. Dotykam dłońmi nowych możliwości i ostrożnie stawiam stopy na miękkiej trawie. Przede mną rozpościera się pole usłane barwami pachnącymi kwiatami i te drogi…tyle ich jest…tyle wyborów, decyzji do podjęcia. Przez chwilę czuję znajome ukłucie strachu, zerkam za siebie a potem znów patrzę na kolorową łąkę i kręcę głową z niedowierzaniem śmiejąc się w duchu z siebie. Głupia ja! I czego się tu bać. Przecież najgorsze i tak już mam za sobą!